Wystawa „Lubomir Tomaszewski. Na początku była wojna … po niej afirmacja życia” trwa od 14 maja do 30 października 2016 roku, organizowana jest przez Fundację Art and Design Lubomir Tomaszewski. Amerykańsko-polskie emocje Lubomira Tomaszewskiego prezentowane są w postindustrialnej przestrzeni Galerii sztuki współczesnej van Rij. Fundacja Art and Design LT kontynuuje swoje działania mające na celu zaznajomienie polskiej publiczności z dorobkiem rzeźbiarskim i malarskim światowej sławy artysty Lubomira Tomaszewskiego, który w 1966 roku na stałe wyjechał do Nowego Jorku. Miasto to okazało się dla niego drogą do wolności artystycznej i sławy. Jest on absolwentem Wydziału Rzeźby warszawskiej ASP, ale dopiero po emigracji do Stanów Zjednoczonych zaczął wyrażać się w rzeźbie. Unikatowe obrazy, powstające w autorskiej technice ognia i dymu również zaczął tworzyć, kiedy wschodnie wybrzeże USA stało się jego nowym domem.
Tytuł „ na początku była wojna…” jest parafrazą fragmentu o słowie z Ewangelii według Św. Jana „na początku było słowo…” i dalej „… a bez niego nic się nie stało co się stało”. Takie zestawienie fraz ma uświadomić mam jak doświadczenia, przeżycia i związane z nimi emocje nieodwracalnie kształtują ludzi, to co wydarza się na początku naszego życia, wpływa na nasze dalsze losy. Ale to on nas zależy w jaki sposób je wykorzystamy. Dla Lubomira Tomaszewskiego wnioskiem z nich było to, że … zawsze warto czekać na nowy, nadchodzący dzień, a kiedy nadejdzie zadbać o dobre jego przeżycie.
Na wystawie prezentowane są prace z amerykańskiego atelier artysty sprowadzone do Polski w ciągu ostatnich 2 lat. Pokazane są one w kontekście obrazów o tematyce wojennej, które tworzą punk wyjścia do rozważań o człowieku, ludzkich emocjach oraz radości życia.
Ciemna i jasna strona człowieczeństwa, jakiej doświadczył Tomaszewski podczas II Wojny Światowej, zdeterminowała jego spojrzenie na świat, a traumatyczne przeżycia ukształtowały twórczość. Wbrew pozorom jednak, artysta nie traktuje wojny jako ciągłego tematu swoich rzeźb i obrazów. Wręcz przeciwnie, trudna przeszłość, pełna cierpienia, bólu i przemocy pozwoliła Lubomirowi Tomaszewskiemu lepiej zrozumieć, człowieka jego wnętrze, stany ducha i umysłu oraz emocje. Docenić czas, kiedy można oddać się afirmacji życia. I o tym właśnie jest ta wystawa o życiu, radości, pasji, muzyce i naturze oczywiście.
Sam artysta tak konkluduje:
„W swoim życiu, doświadczyłem bardzo wiele: ogromnego cierpienia – pochodzę z pokolenia naznaczonego II wojna światową. Okrucieństwo, przemoc, cierpienie, walka i niemoc – czarna strona człowieczeństwa tkwią głęboko we mnie, pozostaną na zawsze, stały się częścią mnie. Są widoczne w moich pracach. Ale miałem też możliwość być bardzo szczęśliwym. Doznać ukojenia. Kochać świat, czerpać przyjemność z życia, obcować z naturą, która jest dla mnie nieskończoną inspiracją. Jestem człowiekiem pogodnym, lubię życie, kobiety, taniec i muzykę. Z wielką radością wyrażam tę jasną stronę człowieka” ( NYC, 2015, fragment wywiadu z artystą )
Zarówno na wystawie jak i przez wszystkie lata artystycznej kreacji trudne tematy zakotwiczone
w twórczości pojawiają się sinusoidalnie, cyklicznie wywoływane jak uśpione demony. Sprowokowane, czasem przez pozornie niezwiązane z traumą impulsy. Potrafiące wzniecić opętańczy, niszczycielski ogień, który zdaje się mieć oczyszczająca moc.
Ekspozycja zaczyna się wojennymi obrazami: Płonąca Warszawa, Powrót, Zła pogoda, Zasadzka. Ostatni jest swego rodzaju autoportretem, opowiadającym historię walki powstańczej, w której brał udział Tomaszewski. Akcję ataku na czołg okupanta, w której artysta został ranny w głowę, utracił słuch w prawym uchu w 80% i stracił częściową ruchomość prawej ręki. Przeżył, jako nieliczny z uczestników tego wydarzenia.
Obrazy, których tematami są walki powstańcze, wojna, przeszłość jeniecka, prace stanowiące „Holocaust memoriales” – będące pomnikami męczeństwa Żydów i Polaków mogą przywodzić na myśl słowa noblistki Wisławy Szymborskiej „tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono”. Czym innym bowiem jest świadomość, że można wszystko stracić a, czym innym doświadczenie utraty tego co dla człowieka najważniejsze. Właśnie ta część twórczości może wydać się próbą opowiedzenia bardzo osobistej historii, swoich doświadczeń. Oglądając wystawę , zagłębiając się w twórczość tego emocjonalisty, dochodzimy jednak do wniosku, że nie do końca o to chodzi artyście, że tematyka powinna być odbierana bardziej uniwersalnie.
Cała wystawa, jej zaprojektowanie przybliża odbiorcy szerszy kontekst opowieści o życiu, historia nakłania do głębszej refleksji i lepszego zrozumienia afirmacji życia. Mówi o korzystaniu z dobrodziejstw świata, nie koncertuje się tragedii jednostki.
„Carpe diem”, przychodzi drugie skojarzenie, skoro mamy „chwytać dzień” jak Horacy, ale i to po chwili okazuje się nie do końca trafne.
Lubomir Tomaszewski wszedł w dorosłość w skrajnie trudnych warunkach, jego wrażliwość i delikatna natura, bynajmniej nie ułatwiały przystosowania się do rzeczywistości. Mimo to, a może dzięki temu koloryt życia w jego niewojennych pracach jest pełny, przyjemny, przekonywujący. Smukłe, tancerki o długich nogach, plecach wygiętych w ponętny łuk, przywołują na myśl miłe skojarzenia. Ale nic nie jest dane na zawsze, zdajemy się słyszeć z innego rogu ekspozycji, świadomość i pamięć o tym powinna skłonić nas do refleksji nad „tu i teraz”, do szanowania czasu pokoju, wolności, radości. Do odcięcia się od bylejakości. Ponieważ korzystanie z życia nie powinno być bezmyślne.
Kontemplując rzeźby o tematyce mitologicznej, dynamicznych jeźdźców w galopie, orłów czy skrzypków z pod smyczków, których słychać muzykę, prace inspirowane muzyką i tańcem, operą czy baletem przychodzi mam ochota do życia. Twarze oglądających te dzieła sztuki zdają się nabierać blasku, oczy zaczynają się uśmiechać. To znak, że sztuka przemawia do nich, że czerpią z niej przyjemność, ze wywołuje w nich emocje. Tomaszewskiemu udało się to osiągnąć dzięki bardzo przemyślanym i wielopłaszczyznowym kompozycjom prac.
Artysta tworząc warstwę wizualną, przemawia do naszych zmysłów: wzroku, dotyku, węchu. W jego rzeźbach czy obrazach, nie chodzi tylko o wizualny przekaz i obiór. To pierwsza spośród kilku płaszczyzn w jakiej się poruszamy. Celem jego sztuki jest sięgniecie i dotarcie głębiej. Dotarcie do warstwy emocjonalnej i intelektualnej, które pozwolą na stworzenie jedynej w swoim rodzaju relacji. Więzi, odważnie nazywanej przez Lubomira Tomaszewskiego „intymnej” pomiędzy artystą a odbiorcą, której katalizatorem jest dzieło sztuki.
Udaje się ją zbudować jeśli nie tylko warstwa wizualna dotrze do widza jeśli coś uderzy w jego emocje i umysł wywołując łańcuch skojarzeń i wzruszeń.
Jeszcze głębsza więź zwana przywiązaniem powstaje gdy z danym dziełem sztuki obcujemy na co dzień. Konfrontujemy je z naszymi różnymi nastrojami, zmieniającym się doświadczeniem.
Absolutnie nie chodzi tu o przywiązanie do „przedmiotu”, lecz o stan jaki w nas wywołuje, podobnie jak z muzyką, gdy słuchamy konkretnego utworu.
Tomaszewskiemu udaje się znaleźć balans: pomiędzy wskazywaniem emocji a ich wywoływaniem, przeżycia u widza stają się bardzo osobiste. Ciekawe, ponieważ z jednej strony sugestywnie i wprost pokazuje on co ma do powiedzenia przez swoją sztukę, z drugiej pozostawia sporo miejsca na indywidualny odbiór. Artysta swoją sztuką, nie wyznacza jednak ani sobie ani tym bardziej swoim odbiorców norm, nie wskazuje granic, nie moralizuje, nie mówi o drodze jaką mamy iść. Chce opowiadając swoją historię wpłynąć na naszą. Mówi o emocjach, uczuciach, tych prawdziwych płynących z wnętrza każdego z nas, z jednej strony bardzo uniwersalnych ponadnarodowych , ponad geograficznych, z drugiej jakże zdeterminowanych indywidualnymi przeżyciami, wrażliwością, wychowaniem itp. doświadczeniami.
Lubomir Tomaszewski bardzo dużą wagę przykłada do relacji z odbiorcą podkreślając, że to dzięki nim dzieło sztuki staje się skończone, ma głębszy sens, zaczyna żyć w głowie i sercu wywołując przeżycia, co wydaje się być najistotniejsze w artystycznej kreacji.
Lubomi Tomaszewski od ponad 50 lat mieszka i tworzy w USA. W 1966 roku w poszukiwaniu wolności artystycznej wyjechał do Nowego Jorku. Ma na swoim koncie ponad 150 wystaw indywidualnych i zbiorowych na całym świecie. Wybitny umysł, dla którego inspiracją jest natura i sam człowiek. Artysta, pochlebnie oceniany przez krytyków sztuki współczesnej. Rzeźbiarz, malarz, designer, który opracował unikatową technikę malowania ogniem i dymem. Założyciel i duchowy ojciec międzynarodowej grupy artystycznej działającej pod nazwą „Emocjonalizm”.
email: kr@galeria-rij.com
telefon: +48 604 442 703
adres główny: ul. Sandomierska 243, Ćmielów, (stara manufaktura porcelany Świt Ćmielów)
Filia: ul. Morsztynowska 1, Kraków (nowa lokalizacja)
telefon: +48 792 04 77 66